Gdy na drugich badaniach prenatalnych dowiedzieliśmy się o chorobie naszej córeczki, świat nam się zawalił. Rozszczep kręgosłupa. Diagnoza, która zwaliła nas z nóg. Nie wiedzieliśmy co będzie dalej, co w ogóle mamy zrobić – przede wszystkim ze sobą po powrocie do domu. Mimo szoku, który przeżyliśmy postanowiliśmy się pozbierać i na spokojnie przemyśleć sytuację.

Kilka dni później pojechaliśmy na konsultację do Warszawy, żeby się dowiedzieć jakie mamy opcję. Czy w ogóle możemy sobie i naszemu dziecku jakoś pomóc. Dostaliśmy trzy opcje – poczekać do dnia porodu, przerwać ciążę lub zdecydować się na operację prenatalną. Byliśmy zgodni, że chcemy zawalczyć o naszego maluszka i bez zastanowienia zdecydowaliśmy się na operację, która miała nam pomóc. Żeby sprawdzić czy na pewno kwalifikujemy się do takiej operacji, od razu wykonano amniopunkcję, czyli badanie genetyczne wykluczające inne ciężkie choroby współistniejące.

Telefon, który mieliśmy odebrać za kilka dni mocno się przeciągał, więc sami skontaktowaliśmy się z paniami docent, które nam powiedziały, że nasza córeczka choruje na zespół Turnera. Czyli zespół, który występuje tylko u dziewczynek i skutkuje niskim wzrostem oraz zaburzeniami przebiegu dojrzewania płciowego. W teorii ta wada genetyczna jak każda inna, wyklucza z operacji, ale lekarze, którzy mieli ją przeprowadzać, postanowili nam pomóc. Ponieważ zespół Turnera nie upośledza dziecka i jest duża szansa na to, że operacja może pomóc.

Gdy już dostaliśmy datę, kiedy mamy się stawić w szpitalu, byliśmy naprawdę szczęśliwi. Mieliśmy nadzieję, że jeszcze nie jest za późno na działanie. W dzień operacji nie czuliśmy strachu, wiedzieliśmy po co i dla kogo to robimy.

Nasza dziewczynka postanowiła wyjść na świat, dokładnie miesiąc przed planowanym terminem porodu. Byliśmy zaniepokojeni tym, czy malutka się nie pospieszyła i czy na pewno jest to odpowiedni dla niej czas. Okazało się, że jest najdzielniejszą dziewczynką jaką do tej pory poznaliśmy. Do tej pory, zadziwia nas swoją wytrzymałością i pogodą ducha. Mimo wielu kontroli specjalistów (obcych dla niej ludzi), jest cierpliwa i możemy się od niej tylko uczyć.

A my, rodzice tej małej istotki, jesteśmy wdzięczni specjalistom, którzy postanowili nam pomóc i dzięki którym operacja przyniosła oczekiwany efekt. Dzięki nim mieliśmy i nadal możemy mieć nadzieję na normalne życie dla naszej córeczki. Walczyliśmy i będziemy walczyć o jej zdrowie. I o to by nigdy się nie poddawała.